czwartek, 17 września 2015

Chapter 2

Na zewnątrz powietrze było lekkie i rześkie, co zapewne było spowodowane niedawną ulewą. Było dość ciepło i przyjemnie. Ulice były jeszcze mokre, a kałuże mieniły się w kontakcie z pojedynczymi promieniami słońca, jakie raczyły zawitać w mieście po paru ponurych dniach.

Trzeba przyznać, wyglądało to dość ujmująco. Ale nie na tyle, aby mogło to kogoś w głębszym stopniu poruszyć. Znajdujemy się w Seattle, a tutaj to dość pospolity widok. Kilka dni pada, potem przez kilka następnych świeci słońce. Da się przyzwyczaić.

Jednak mimo sprzyjających warunków powietrze z wielkim trudem wypełniało moje płuca, a krew coraz szybciej buzowała w żyłach. Odgarnęłam kosmyk włosów z czoła i po raz kolejny przyspieszyłam kroku zaciskając szczęki. Ten piskliwy głosik, który mimo odległości ciągle doskonale słyszałam, przyprawiał mnie o coraz większe zdenerwowanie.

Na moje szczęście "wspaniała" Elizabeth Broth, zaraz zaszczyci nas, a raczej mnie, bo mojemu bratu najwyraźniej odpowiada jej towarzystwo, swoim pożegnaniem i ruszy dupę w stronę zupełnie inną niż ja i Darren, co niezmiernie mnie cieszyło.

Nasza trójka zatrzymała się koło pubu "No Limit", którego neonowy szyld rzucał się w oczy nawet w świetle dnia. Blondynka objęła czule Darrena i złożyła pocałunek na jego ustach. Na ten widok przewróciłam oczami, powstrzymując odruch wymiotny. Nie chodzi o pocałunek. Chodzi o to, że z nią. Większego pustaka niż ona nie znam, a faceci uganiają się za nią jak za światowej klasy modelką.

Dziewczyna w końcu oderwała się od ust bruneta i spojrzała na mnie po czym wyciągnęła ręce w moim kierunku, najpewniej oczekując uścisku na pożegnanie.

-Do zobaczenia, Kate - Powiedziała słodko.

-Katelyn. - Poprawiłam ją, zakładając ręce na piersiach. -Tak mam na imię.

-Co za różnica, w skrócie też brzmi ślicznie.-Widząc, że "misia" nie będzie, założyła dłonie na biodrach.

-Wazelinka na mnie nie działa. -Prychnęłam a jej wyraz twarzy najpierw wydał mi się zaskoczony, a potem jakby lekko urażony.

-Dajcie sobie spokój. -Chrząknął chłopak, stając obok mnie. -Do kiedy indziej.

-Zadzwonisz? -Zapytała powoli idąc w przeciwnym kierunku.

-Mhm. -Mruknął niewyraźnie. Doskonale to znałam i wiedziałam, że laska raczej nie ma co liczyć na troskę ze strony mojego brata. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na niego wymownie.

-Idziemy? -Zapytał marszcząc brwi.

-Yeep. -Wsunęłam dłonie do kieszeni mojej bluzy, chcąc wymacać, czy jest tam to, co ma się tam znajdować. I rzecz jasna było.

Popchnęłam drzwi lokalu, a następnie weszłam wraz z Darrenem. Tutaj zawsze dokonywaliśmy szybkiej i bezproblemowej wymiany z paroma typkami. Można by rzec stałymi klientami. Oni dawali kasę, a my odpowiedni towar i wszyscy byliśmy zadowoleni. Terminy kiedy tam wpadaliśmy były zawsze takie same. Poniedziałek 16 i środa 19, a oni musieli się dostosować. Ryzyko przypału było niemal zerowe. Brak monitoringu i kelner, który sam nie raz coś od nas brał.

Skierowaliśmy kroki do zacienionego stolika w samym kącie pomieszczenia, przy którym siedziało już dwóch facetów, których doskonale znałam z widzenia. Zamówiliśmy po drinku, żeby nie wzbudzać podejrzeń, po czym dokonaliśmy szybkiej transakcji, bez zbędnych słów. Kasa się zgadzała, to najważniejsze.

Zabawiliśmy tam jakieś 15 minut po czym najzwyczajniej w świecie wyszliśmy. Będąc już na zewnątrz mieliśmy zamiar zagłębić się trochę w miasto i odwiedzić parę standardowych miejsc. Jednak zatrzymało mnie gwałtowne pociągnięcie za ramię. Odwróciłam się zaskoczona w tamtym kierunku i moim oczom ukazał się wysoki brunet o nieco ciemniejszym kolorze skóry, niż większość tutejszych ludzi. Jakby Latynos. Spojrzałam na niego pytająco a on zlustrował wzrokiem mnie, a potem spojrzał na Darrena, który szedł, najwidoczniej nie widząc ze nie ma mnie już obok niego.

-Ze skrajności w skrajność -Parsknął kpiąco i uśmiechnął się słabo, a na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że fałszywie.

-Co ty pieprzysz? -Zmarszczyłam czoło i wykrzywiłam usta w grymasie. Kim on do cholery był?

-Do zobaczenia niebawem Arrow. -Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem, a następnie odwrócił się i odszedł zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Kim on jest i skąd zna moje nazwisko?! Pedofil jakiś czy co? Albo jakiś prześladowca? Co to kurwa było?

Szybkim krokiem wróciłam do brata, a na głowę wrzuciłam kaptur. Chrząknęłam, chcąc aby na mnie spojrzał.

-Co jest ? -Zapytał spoglądając na mnie przelotnie.

-Nie widziałeś tego, no nie ?

Spojrzał na mnie pytająco i dało się zauważyć, że nie wie o czym mówię.

-Zresztą nie ważne -potrząsnęłam głową i spojrzałam przed siebie.

-Chyba jednak ważne, skoro wyglądasz na zdezorientowaną. Mów.-Stanął przede mną, zmuszając mnie do zatrzymania się i spojrzenia na niego.

-Jakiś chłopak mnie zaczepił. Ale to było dziwne. Znał moje nazwisko. -Zmarszczyłam brwi i przewróciłam oczami.

-Co mówił? -Jego głos spoważniał tak samo jak wyraz twarzy.

-Powiedział jedynie "Ze skrajności w skrajność" a potem, że niedługo się znowu spotkamy czy coś takiego. -Machnęłam ręką, bo w tym momencie nagle zrobiło mi się to obojętne. Przejmuje się jakimś idiotą. Jednak reakcja Darrena była dość dziwna. W pierwszej chwili otworzył szeroko oczy, a przez jego twarz przebiegł cień zaniepokojenia. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak szybko je zamknął i jak gdyby nigdy nic odwrócił się i zaczął iść.

Dogoniłam go szybko i chwyciłam za rękaw.

-O co chodzi ? -Prawie krzyknęłam

-O nic - Warknął i wyrwał rękaw z mojej dłoni. -Po prostu to nie jest normalne.

Miałam ochotę dalej drążyć temat, ale wiedziałam że to nie ma sensu. I tak wiedziałam, że coś ukrywa, ale prędzej czy później dowiem się o co chodzi.


Od Autorki:
 Jeju jaki ja mam sentyment do tego opowiadania! Boże, boże ♡ mimo, że rozdziały były króciutkie, mimo że jestem cholernie zła na siebie, o brak opisów, które mogłam tutaj dać to i tak jestem cholernie dumna z tego ff ♡ Miałam na to nawet oryginalny pomysł.  Cóż, nadal mam,  w końcu dlatego je wznowiłam ^_^ moja wena rozsadza moją głowę, jednak fakt, że nie mam tutaj laptopa nie pomaga. Kiedy mam pisać przed dużym ekranem, łatwiej mi używać trudnych słów i przypominam sobie więcej synonimów, a przed telefonem to trochę lipa :c Ale obiecuję, że jak wrócę do domu, to pojawią się takie rozdziały, że oho haha :D

~Wasza Victoria ♡ ~ 

sobota, 5 września 2015

Chapter 1

Lustrowałam uważne wzrokiem opustoszałą ulice Seattle, na którą miałam widok z okna mojego pokoju. Krople deszczu głośno obijały się o parapet, przez co ten cholerny ból głowy narastał coraz bardziej. Fatalna pogoda, która towarzyszyła temu miastu od kilku dni, przenikała mnie do szpiku kości i jeszcze głębiej jeśli to możliwe. Dosłownie, bo mój nastrój był równie marny. W mojej ręce nie mogło oczywiście brakować, aktualnie w połowie wypalonego już skręta, który był niezbędnym elementem każdego mojego dnia. Nie to żebym była uzależniona. Wzięłam porządnego bucha, licząc na chwile odetchnienia i wyrzucenia z głowy tego gówna, zwanego rzeczywistością. Nie nawidziłam świata w jakim żyję. Nie tyle świata co ludzi. Ścierwa w ładnym opakowaniu. Jak węże. Mimo, że poświęcisz im troskę, uczucia, siebie, to nigdy nie wiesz czego możesz się spodziewać. Chociaż, gdybym miała wybrać, co ma pozostać na ziemi, zapewne wybrałabym węże. Odchyliłam głowę, wypuszczając powoli z ust dym, który wypełniał moje płuca. Skrzywiłam się lekko czując, jak silny jest pulsujący ból, który czułam w skroniach.
Niechętnie wygramoliłam się z pokoju, mając zamiar pójść do kuchni, po jakieś proszki, tabletki, czy wszelkie inne pierdoły na migrenę. Moje kroki były powolne i pozbawione energii. Zresztą jak ja.
Jedyne czego chciałam, to być sama, jak prawie zawsze, ale skutecznie uniemożliwił mi to mój brat, który właśnie robił sobie kawę.
-Cześć Darren - powiedziałam sucho, stając kolo niego i otwierając szafkę nad moją głową, w której zawsze były jakieś lekarstwa.
-Myślałem ze dzisiaj już nie wyjdziesz z tego pokoju - Rzucił sarkastycznie spoglądając na mnie. Mimo wszystko objął mnie ramieniem, przyciągając do uścisku.-Co z Tobą ?
-Głową - szepnęłam zaciągając się blantem, który cały czas gościł w mojej dłoni, a drugą ręką, przeszukiwałam pudełka tabletek.
-Może to właśnie przez to?-Przychnął wskazując mojego Jointa.
-Zamiast mnie wkurwiać, dbaj o siebie. To dopiero trzeci.-Zmarszczyłam brwi i wyjęłam Apap. Chwyciłam butelkę wody i szybko połknęłam tabletkę.
-Luzuj, bo Ci żyłka pęknie. -Zaśmiał się widząc z irytowanie na mojej twarzy. Co śmiesznego było w tym, że mnie wkurzył? -Idę na rynek za jakąś godzinę. Przyłączysz się?
Spojrzałam na niego pytająco -Po co?
-Towar się sam nie sprzeda.-Przechylił głowę, uśmiechając się do mnie jak gdyby nigdy nic. Z jego ust te słowa były całkiem normalne. Tak, dealował. Ja zresztą też. Tak samo jak reszta naszej ekipy. Mimo, że to robota - jeśli tak to mogę nazwać - wymagająca mocnych nerwów, to nie narzekam. Ten syf przynosi niewyobrażalne zyski, jak i inne korzyści. Swoje wady też oczywiście ma, jak na przykład policja, próbująca nas bezustannie złapać. Jednak jak na razie powodziło się bez zarzutu.
Mimo wszystko zarówno ja jak i Darren , nie wybraliśmy sobie takiego stylu życia. Zaczęło się od mojego ojca. Niestety układy w gangach są o wiele bardziej skomplikowane niż może się wydawać, więc mój brat został w to wciągnięty, bez żadnych pytań czy tego chcę. A co było oczywiste, następstwem byłam i ja.
-Tak, idę. Innej opcji nie widzę. -Powiedziałam po dość długiej chwili milczenia. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia, a moje usta automatycznie wygięły się w lekkim uśmiechu.
Co jak co, ale mimo, że mnie irytował, zawsze umiał choć trochę poprawić mi humor.
Jedno było pewne. Łącząca nas przeszłość, tajemnice i wspomnienia, których zapewne nigdy nie wymarzemy z pamięci, dawały nam wzajemnie wsparcie. Potrzebowałam go cały czas tak samo, jak 9 lat temu. Mimo, że tego już nie okazywałam, to się nie zmieniło. I myślę, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
-Liz idzie z nami - Powiedział obojętnym tonem.-Muszę z nią pogadać.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego mrugając kilkakrotnie.
-Po co? O czym?-Zapytałam z wyrzutem.
Liz nigdy nie przypadła mi do gustu. Tempa blondi ze zbyt optymistycznym podejściem do wszystkiego. Próbowała się zaprzyjaźnić z dosłownie każdym, w tym ze mną, ale oczywiście w marnym skutkiem. Szczerze, nadawała się bardziej do prostytucji niż handlu narkotykami. Ani to bystre, ani sprytne. Tylko z twarzy, nie zaprzeczę, była ładna. To chyba jedyna jej zaleta.
-Musimy porozmawiać. Chyba do siebie wrócimy Powiedziała, że tęskni za tym co było między nami, a ja też czuje, że potrzebuje dziewczyny. -Wzruszył ramionami idąc powoli w stronę salonu.
No tak zapomniałam dodać, że to także była dziewczyna mojego brata. Byli ze sobą aż trzy tygodnie i nie wyglądali na wzruszonych po rozstaniu.
-Chyba sobie kpisz.-Powiedziałam przez śmiech. -Powiedziała, że tęskni i już masz zamiar się z nią zjeść? Błagam Cię, ty nie potrzebujesz dziewczyny, tylko panienki, która Ci wskoczy do łóżka. Przyznaj, że o to chodzi, bo oboje doskonale wiemy, że nic do niej nie czujesz. -Niemal wykrzyczałam idąc za nim.
Darren zmieniał dziewczyny jak skarpetki. Nigdy nie był z żadną dłużej niż miesiąc, więc wątpię, że odnowiony związek z Liz potrwa dłużej.
-Oj przestań. -Powiedział spokojnie.-Dobrze wspominam związek z nią i kto wie, może to będzie coś na dłużej. Warto spróbować. -Odwrócił się w moim kierunku i uśmiechnął, po czym usiadł na kanapie, kładąc kawę na stoliku.
-Wierzysz w to?-Parsknęłam, kręcąc dezaprobująco głową. Zaciągenęłam się skrętem, którego już kończyłam.
-Szczerze to nie bardzo, ale co mi szkodzi -Wyszczerzył się j poklepał miejsce obok siebie.
-Twoje podejście jest zajebiste.-Wybuchłam szczerym śmiechem. Podeszłam do okna, które otworzyłam i wyrzyciłam niedopałek, po czym oparłam na kanapę.
-Mam pewien pomysł. -Spojrzał na mnie i poruszył kilka razy brwiami, co wyglądało dość zabawnie.
-Więc słucham uważnie.
-Po skończonej robocie, pójdziemy do klubu. Przyda nam się, trochę rozrywki.
Propozycja była bardzo przekonująca. Głośna muzyka, procenty alkoholu we krwi. Zapewne i tłum, ale od czasu do czasu można to przeboleć i zmienić na korzyść. Uśmiechnęłam się pod nosem rozważając wszystkie za i przeciw. Mimo, że jeszcze zaledwie 20 minut temu nie miałam energii, w tym momencie gwałtownie jej przybyło.
-Bardzo kuszący pomysł. Jestem za. Ale pod jednym warunkiem- zastrzegłam.
-Hm?-spojrzał na mnie pytająco.
-Sami. Bez Liz. Nie mam ochoty na jej towarzystwo -Bąknęłam. Nie miałam zamiaru, znosić jej przez cały dzień, bo mój brat sobie zażyczy. Byłam szczera i nie miałam zamiaru z "grzecznosci", spędzać czasu z kimś kogo po prostu nie trawię. To było by wbrew mnie i zapewne tylko pogorszyło by mój humor.
-Stoi.-przerwał chwilową ciszę. Położył rękę na moim kolanie, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech, a oczy płonęły entuzjazmem. Był bardzo pogodnym człowiekiem, mimo wszystkiego co się stało w życiu. Jego dobry nastrój był wręcz zaraźliwy.
-Coś czuje, że się nie zawiodę -Uśmiechnęłam się przebiegle i odchyliłam głowę.

Noc będzie długa, a ja zamierzam ją wykorzystać w stu procentach i chociaż raz zapomnieć o wszystkim.

Od autorki:
Tutaj macie takie totalne początki mojego pisania. Może nie totalne początki, ale początki kiedy byłam w miarę zadowoloną z tego co pisze. Nie chciałam nic zmieniać.  Mam napisane 3 rodziły tego opowiadania, chcę żebyście wraz z pojawieniem się rozdziału 4, zobaczyli jak przez te 8 miesięcy zmienił się mój styl pisania. Jestem mega pozytywnie nastawiona do powrotu do tego opowiadania, mimo, że ono nie będzie pozytywne. Mam nowe, świerzsze pomysły i myślę, że uda mi się to fajnie ogarnąć. Ogółem to nigdy nie czytałam książki o tematyce kryminalnej, bo mnie to nie ją rano,  więc z pisaniem tego porywam się, jak z motyką na księżyc, ale cii, dam rade, wierzycie we mnie ? Haha
~ Wasza Victoria ♡ ~ 

piątek, 28 sierpnia 2015

Prolog

Czym jest życie ?

Grą.

Jedną, wielką, bezsensowną grą, w którą jesteśmy wplątani wszyscy, bez względu na chęć w niej uczestniczenia. Wygrywasz, albo giniesz. Czyż to nie oczywiste ? W każdym razie, w moim świecie jak najbardziej.

Jestem ciemniejszym odcieniem czerni. Pustką, głębszą niż próżnia. Duszyczką, łaknącą ludzkiego cierpienia.

Osobą, zdolną do niewyobrażalnych czynów.

Nienawiścią, emanującą z każdego milimetra mojego drobnego ciała.

Można by rzec czystym mrokiem.

A na imię mi Katelyn.

Od autorki:
A, więc wracam do pisania tego FF. Pisałam to na wattpadzie, jednak umarło, a teraz chce mu nadać nowe życie - na bloggerze  ^_^

~Wasza Victoria ♡ ~

Szablon by Devon